Translate

sobota, 1 lutego 2014

Globalizacja Kolarstwa

Witam. Początek sezonu już za nami. Tym samym wpadłem na pomysł aby podzielić się swoimi przemyśleniami na ten oto temat. Uważam go za godnego poruszenia. Akurat jesteśmy w adekwatnej do tego tematu sezonu tym bardziej ten temat powinien wydawać się ciekawszy.

Wyścigi jeszcze do niedawna uważane za egzotyczne pogrupuje według kontynentów. Pominę oczywiście Europę i Amerykę Północną. Wezmę pod uwagę głównie wyścigi na które przyjeżdżają najlepsi zawodnicy. Zaczynamy.

Australia:
W tej części kontynentu mamy tylko jeden wyścig godny uwagi i to od razu należący do WorldTouru - Tour Down Under. Rozgrywany od roku 1999, w roku 2008 został włączony do prestiżowego cyklu WorldTour i świetnie się trzyma. Niegdyś traktowany z przymrużeniem oko przez zawodowców. Teraz coraz większa liczba kolarzy właśnie w Australii zaczyna sezon. W tym roku walka o zwycięstwo w wyścigu była bardzo emocjonująca. Ostatecznie o 1 sekundę wygrał Simon Gerrans przed Cadelem Evansem. Trzeba wskazać też że swój 16 etap w historii wyścigu wygrał Andre Greipel - niewątpliwe ikona TDU. Wyścig w Australii to naprawdę świetny pomysł. Podjazd Old Wilunga Hill można uznać za kultowy, który zawsze decyduje o kolejności w klasyfikacji generalnej tego wyścigu. Kibice dopisują, zawodnicy też. Sam chętnie zarywam noce dla tego wyścigu. Więc trzeba przyznać że globalizacja kolarstwa w Australii wychodzi świetnie.
Peleton na kultowy podjeździe wyścigu Tour Down Under - Old Wilunga Hill (3,5 km; 6,8%)

Afryka:
Tutaj mamy parę ciekawych wyścigów jednak uwagę należy zwrócić na jeden - La Tropicale Amissa Bongo. Wyścig rozgrywany w Gabonie od 2006 roku. Od pierwszej edycji tego wyścigu europejskie drużyny z chęcią wybierały się na ten wyścig. Ten wyścig jest dowodem rozwoju afrykańskiego kolarstwa. Coraz więcej afrykańskich kolarzy jeździ w dobrych zespołach, więc na kontynencie kolarstwo też się rozwija. W tej chwili jest to najlepszy wyścig na "Czarnym Lądzie". W tym roku pierwszy raz ten wyścig wygrał afrykański kolarz - Natnael Berhane. Drugie miejsce zajął Luis Leon Sanchez. Co pokazuje że to nie jest wyścig dla ogórków. Takie wyścigi to idealne rozwiązanie aby pokazać kolarstwo tym którzy na co dzień nie mają takiej możliwości. Przy trasach wyścigu stało bardzo wielu fanów. Może dla niektórych to będzie impuls do rozpoczęcia jazdy na rowerze. A w globalizacji przecież o to chodzi.
Ciekawym wyścigiem jest również Tour of Rwanda. Jednak na ten wyścig nie przyjeżdżają europejskie drużyny. Mimo to bardzo dobrze że takie imprezy się organizuje. Kolarstwo to piękny sport i każdy na świecie powinien mieć prawo go poznać. Takie imprezy temu służą.
Bezpośredni odnośnik do obrazka
Zdjęcie z trasy Tour of Rwanda. Widać że kibiców nie brakuje.

Azja:
Na tym kontynencie globalizacja kolarstwa jest na bardzo wysokim poziomie. Jest wiele imprez na które przyjeżdżają czołowe europejskie ekipy. Te imprezy to m.in.:
- Japan Cup (1.HC)
- Tour of Hainan (2.HC)
- Dubai Tour (2.1)
- Tour of Qatar (2.HC)
- Tour of Oman (2.HC)
- Le Tour de Langkawi (2.HC)
- Tour of Qinghai Lake (2.HC)
- Tour of Beijing (2.UWT)
Jednak można polemizować z misją globalizacji kolarstwa tych wyścigów - niestety. Każdy z tych wyścigów ma misję zarobienia jak największych pieniędzy. I to przez wszystkich. Kolarzy, ekipy, organizatorów i UCI. W krajach po za Chinami kibice rzeczywiście mogą podejść bardzo blisko szosy gdy jadą zawodnicy, poczuć prędkość peletonu. Natomiast w Chinach jest nie możliwe, gdyż cała trasa jest obstawiona przez wojsko. Na wyścigu Tour of Beijing w roku 2013 był pierwszy etap z metą na podjeździe. Była sytuacja że jeden z kibiców chciał pobiec za zawodnikami jak to widzimy na największych wyścigach świata, jednak bardzo szybko musiał zrezygnować gdyż dalsze podążanie za kolarzami spowodowałoby zapewne ogromne konsekwencje. Niestety kolarstwo nie wygra z ustrojem politycznym. 
Fanów kolarstwa boli też to że uznane wyścigi w Europie mają kłopoty z organizacją i budżetem, często są odwoływane a za to w Azji wyścigów jest coraz więcej i mają coraz lepszą obsadę. Oczywiście nie jestem przeciwnikiem wyścigów w Azji. Bardzo dobrze że są. Mogę nawet wymienić parę które bardzo dobrze funkcjonują. Są to: Tour of Oman, Le Tour de Langkawi oraz Japan Cup. Pierwszy to dość ciekawy wyścig dla górali. Drugi jest azjatycką wersją Tour de France, organizowany w pięknej scenerii, bardzo dobrze się rozwija. Ostatni - Japan Cup to dość ciekawy wyścig na zakończenie sezonu, walczą w nim ciekawi zawodnicy. Jednak czy więcej wyścigów w Azji które nie mają żadnej tradycji a zarazem mniej uznanych wyścigów w Europie będzie zbawienne dla kolarstwa? Nie sądzę. UCI teraz aż tak o tym nie myśli jednak za parę lat to powinno się tym zainteresować. Mam nadzieję że ktoś zareaguje nim będzie za późno. 
Oczywiście jestem za globalizacją, jednak z umiarem i zachowaniem tradycji. 
Chris Froome wygrywa królewski etap Tour of Oman 2013, w pokonanym polu m.in. Alberto Contador.

Ameryka Południowa:
Na tym kontynencie też możemy wyróżnić niestety tylko jeden wyścig - Tour de San Luis. Bardzo ciekawy wyścig. Organizowany od 8 lat. Od 2009 zaczęły w nim startować najlepsze drużyny świata i jak widać jest do dobry sposób na wejście w sezon. W tym roku wystartowało w wyścigu aż 12 drużyn WorldTour. Co jest znakomitym z uwagi na kategorię wyścigu (2.1) oraz tym że w tym samym momencie jest rozgrywany wyścig Santos Tour Down Under w Australii (kategoria 2.UWT). Mówi się że San Luis od 2 lat wygrywa z Tour Down Under i przyciąga na swoje trasy o wiele lepszą obsadę. Być może. Trasa jest coraz ciekawsza i zawodnicy z lepszych zespołów nie przyjeżdżają tu tylko po wyścigowe kilometry. Dowodem na to jest to że w tym roku wyścig wygrał Nairo Quintana. Osobiście bardzo ubolewam nad tym że w Ameryce Północnej jest tylko jeden wyścig o takim prestiżu. Są tu wspaniałe trasy które można wykorzystać do bardzo ciekawych etapów. Mam nadzieję że to się niedługo zmieni i będziemy mieć więcej wyścigów w Ameryce Południowej.
Philip Gaimon wygrywa pierwszy etap Tour de San Luis 2014.

Planowane reformy UCI:
UCI od jakiegoś czasu planuje zreformować kalendarza tak aby był on ciekawszy, przynosił więcej zysków. 
Reforma na lata 2015-16:


Reforma na lata 2017-20:
Mi zbytnio się ten kalendarz nie podoba, jednak nie będę tego komentował. Mam nadzieję że tak to nie będzie wyglądało...

To moje przemyślenia na temat globalizacji i rzeczy z nią związanych. Są one subiektywne i mogą mijać się z prawdą. Może petro-dolary  i zmiany w kalendarzu uratują kolarstwo? Przekonamy się. Zapraszam do dyskusji.



4 komentarze:

  1. Wiesz, tyle że to po prostu świadczy o tym, że UCI promuje ten sport trochę poza sezonem. Żadna z tych imprez nie jest do traktowana do końca poważnie i odbywa się na początku albo na końcu sezonu, jak nie ma innych poważnych wyścigów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale mimo to są te imprezy bardzo promowane, mają dość wysokie kategorie, a wyścigami w Europie UCI się zbytnio nie interesuje. Mogą upadać. To mnie nurtuje.

    OdpowiedzUsuń
  3. Droa uwaga:
    Argentyna jest w Ameryce Południowej. Zresztą przecież sam o tym wiesz i pisałeś na początku, że Amerykę Północną pomijasz. A jednak Akapit zatutułowany został Ameryka Północna, a nie Południowa.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki za wskazanie błędu. ;)

    OdpowiedzUsuń